WYWIADY

  klub
strona główna
aktualności
informacje
prasa
wydarzenia
wywiady
  liga
kadra
terminarz
mecze
tabela
  historia
kronika
resoviacy
1905...
Rzeszów
artykuły
  www
e-muzeum
foto
linki
kontakt
księga gości
forum

 

 

 

2015.07.03 | Łukasz Sękowski - "W straży jak w drużynie piłkarskiej"

Rozmowa z Łukaszem Sękowskim, byłym obrońcą Resovii, który został funkcjonariuszem straży granicznej.
Pożegnał się z Resovią i, przynajmniej na pół roku, z poważną grą w piłkę. Były obrońca „pasiaków” Łukasz Sękowski za kilka dni przywdzieje mundur straży granicznej.

- Oglądał pan serial „Wataha”?
- Wataha? Słabo kojarzę.

- Myślałem, że pan zna. W końcu zacznie pan niebawem życie funkcjonariusza straży granicznej.
- To nie film zainspirował mnie do zmiany zawodu. Szukałem stabilizacji, a praca mundurowa to pewny pieniądz. Robiłem w życiu różne rzeczy. Pracowałem na etacie, byłem agentem ubezpieczeniowym, prowadziłem i nadal prowadzę swoją działalność gospodarczą. Z kolei w klubach ciągle zdarzały się poślizgi w wypłatach. Miałem już tego dość. Nie jestem młodzieniaszkiem, muszę zadbać o swoją przyszłość. Praca w straży to praca z ludźmi, a ja lubię poznawać nowe osoby. Tam też, podobnie jak na boisku, trzeba stanowić zgraną drużynę.

- Bohaterowie „Watahy” działają w Bieszczadach, wykonując pracę odpowiedzialną, ale i niebezpieczną. Nie boi się pan?
- Bez przesady. Przy granicy z Ukrainą zdarzają się niebezpieczne sytuacje, lecz są to raczej pojedyncze przypadki. Poza tym trochę czasu upłynie, zanim zostanę wrzucony na głęboką wodę. Zdobycie wszystkich uprawnień potrwa. No i na razie w Bieszczady się nie wybieram.

- Gdzie będzie pan służył?
- Lada dzień wyjeżdżam na półroczne szkolenie, najprawdopodobniej do Lubania na Dolnym Śląsku. A potem Chełm, tam złożyłem „papiery”.

- Ponoć starał się pan o tę pracę od dłuższego czasu?
- Od października 2014 roku. Samo selekcjonowanie jest bardzo restrykcyjne. Trzeba przejść badania wariografem i testy psychologiczne. Na szczęście z moją głową wszystko jest w porządku (śmiech). Oczywiście najlepiej wypadłem na egzaminie sprawnościowym. Dwadzieścia lat ganiania za kawałkiem skóry zrobiło swoje.

- Piłki nożnej nie będzie panu brakować?
- Już mi żal. Piłce poświęciłem całe swoje życie! Ale nie żegnam się definitywnie. Po sześciu miesiącach poszukam sobie klubu, żeby brzuch nie rósł (śmiech). Będę miał lekko ponad trzydziestkę, a to nie czas na wieszanie butów na kołku.

- Spędził pan w Resovii półtora roku. Co pan zapamięta z pobytu w tym klubie?
- Drużynę! Atmosfera w szatni była wyjątkowa. Tworzyliśmy kolektyw bez względu na to, co się działo w klubie. To rzadkość, proszę mi wierzyć.
 


foto: P. Bialic (Super Nowości)

- Może pana ocena wynika z faktu, iż przed Resovią grał pan w prowincjonalnych zespołach z Szarowoli, Starego Zamościa i Tomaszowa Lubelskiego?
- Tu chodzi o ludzi, bo to oni tworzą atmosferę. Świetnie się dogadywaliśmy, nie było zgrzytów, zostawiam w Rzeszowie wielu przyjaciół. Grałem też w większych klubach, w mocnym Hetmanie Zamość, Zawiszy Bydgoszcz czy Odrze Opole i pamiętam, że jako młody zawodnik nie mogłem tak swobodnie porozmawiać ze starszyzną. Szatnia była raczej podzielona.

- O plusach już było, a czego panu najbardziej żal?
- Do dzisiaj nie mogę darować sobie porażki w dwumeczu z Kotwicą Kołobrzeg i straconej szansy na awans do drugiej ligi. Zakończony niedawno sezon też pozostawił niedosyt. Byliśmy blisko mistrzostwa trzeciej ligi, ale pokpiliśmy sprawę, gubiąc punkty w drugiej rundzie.

- Zagrał pan w 42 meczach, uzbierał 8 żółtych kartek, ale gola pan nie zdobył. Jak to możliwe?
- Ha, sam chciałbym wiedzieć! Bardzo się starałem, w ostatnim meczu robiłem wszystko, by strzelić gola, ale piłka jakoś nie chciała trafić mnie w głowę. Jestem obrońcą, który rzadko podłącza się do akcji ofensywnych, lecz to w sumie kiepskie usprawiedliwienie. W moim przypadku chcieć nie znaczy móc (śmiech).

Mało kto pamięta, że zanim trafił pan na Wyspiańskiego, był sprawdzany przez Stal Rzeszów. Dlaczego nie został pan piłkarzem biało-niebieskich?
- Po rozstaniu z Tomasovią przyjechałem do Rzeszowa, ale długo nie mogłem znaleźć klubu. Myślałem nawet, że odstawię piłkę. Pytałem w Izolatorze Boguchwała, trafiłem też do Stali, gdzie znałem trenera Krzysztofa Łętochę. Przystałem na ich warunki, lecz strasznie długo się zastanawiali i nie wiedziałem, na czym stoję. W końcu trener Tomasz Orłowski dał mi namiary na szkoleniowca Resovii Romana Borawskiego, ten potrzebował obrońcy i w ten sposób zostałem „pasiakiem”. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że to był najlepszy wybór.

- Pochodzi pan z Zamościa, jednego z najpiękniejszych polskich miast. Jak na jego tle wypada stolica Podkarpacia?
- Rzeszów jest ładny i świetnie położony. Czytałem ostatnio, że po Warszawie to miasto z największymi perspektywami. Ludziom dobrze się tu żyje, mnie również.

- Mamy wakacje. Wybiera się pan gdzieś na krótki urlop?
- Niestety, nie. W poniedziałek wyjeżdżam na szkolenie do straży, poza tym muszę pilnować interesu. Razem z przyjacielem posiadamy w centrum Rzeszowa apartament do wynajęcia.

Rozmawiał Tomasz Szeliga (Super Nowości) | 03.07.2015

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 









































 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

| ...do wywiady |

 
© 2006 | resoviacy.pl  serwis informacyjny CWKS Resovia Rzeszów | design by